Po czterych wygranych porażka !

ZPA Perth Amboy O-50 - Long Brench O-50      1 - 2  Bramka:  Zbigniew Malinowski (k)

Po czterech dość trudnych meczach, kiedy to za każdym razem wychodziliśmy obronną ręką, dziś zmierzyliśmy się chyba z najsilniejszym obecnie zespołem naszej ligi, Long Branch.
Już od pierwszego gwizdka było wiadomo, że dziś nie będzie nam łatwo, bo Portugalczycy będąc zespołem wyrównanym i stosunkowo młodszym to do dzisiejszego meczu przystąpili jeszcze w bardziej wzmocnionym składzie. Jednak przez długi okres czasu potrafiliśmy grać z nimi jak równy z równym i na przeciągu pierwszej połowy powiedziałbym, że mieliśmy nawet lekką przewagę. A to dzięki głównie poprawnie spisującej się formacji pomocy w składzie: Jurek Cieśla, Miro Tavel, Marek Jakiel i Zbyszek Mianowski, którzy nie tylko potrafili rozbijać w zarodku większość poczynań ofensywnych Portugalczyków, ale także i sami oddali kilka groźnych strzałów. Bramek w pierwszej połowie jednak nie było, bo także kilkakrotne groźne ataki gości kończyły się na niecelnych strzałach, lub pewnych interwencjach naszego dzisiejszego bramkarza, Grzesia Całki, a tylko raz słupek uratował nas od bramki.
Dodam tu, że podczas całego meczu Portugalczycy grali niezwykle ostro, nie przebierali w środkach i co chwila faulowali naszych zawodników, zarabiając przy tym chyba aż 5 żółtych kartek. Niestety, efekt żółtych kartek w naszej lidze mało jest odczuwalny, gdyż nie skutkuje osłabieniem ukaranego zespołu. Bo choć za pierwsze przewinienie winowajca zmuszony jest zejść z boiska na 10 min., to inny zawodnik ma prawo go zastąpić. Moim zadaniem, przepisy naszej ligi powinny ulec zmianie, szczególnie w obliczu tych nieograniczonych zmian, i za żółtą kartkę ukarany zespół powinien grać te 10 min. w osłabieniu, albo aż do utraty bramki - podobnie jak to jest w hokeju. Może wtedy nie bylibyśmy świadkami aż tylu brutalnych wejść. Ale to tylko tak nawiasem.
Druga połowa zaczęła się dla nas pomyślnie, bo kilkanaście minut po wznowieniu gry, Marek Kramarski po raz już któryś jest faulowany, ale tym razem tuż wewnątrz linii pola karnego i sędzia, pomimo burzliwych protestów Portugalczyków, dyktuje jedenastkę. Tym razem egzekutorem 'karnego' jest Zbyszek Mianowski i pewnym strzałem daje nam to upragnione prowadzenie 1:0.
Po kilku akcjach mamy następną okazję do powiększenia bramkowej przewagi, kiedy to po silnym dośrodkowaniu z 'rogu' przez tegoż Zbyszka, w polu bramkowym Portugalczyków robi się istny młyn i w końcu piłkę już z linii bramkowej wybija ręką obrońca. Gwarantowany karny - zdawałoby się! Jednak sędzia jest innego zdania, bo albo nie zauważył (chyba tylko on!) tej ewidentnej ręki, albo po prostu nie chciał ponownie być obiektem szykan, no i tym razem obyło się bez gwizdka.
Jednak nie długo cieszyliśmy się tym prowadzeniem, bo przy wcale niegroźnie zapowiadającym się rzucie wolnym, hen z połowy boiska w stronę naszej bramki, tak nasi obrońcy, jak i bramkarz zbyt późno zareagowali i nieasekurowany napastnik Long Branch z kilku metrów głową wpycha piłkę do naszej bramki. Mamy remis.
Po kilku dalszych akcjach obu zespołów, które nie zmieniły stanu rzeczy na boisku, nastąpił przełomowy moment meczu, kiedy to nieatakowany pomocnik Log Branch zdecydował się na strzał w stronę naszej bramki. Ale jaki było to strzał! Bo zanim nasz bramkarz Grześ (zastępując dziś niedysponowanego Kamila Kucharczyka) zdołał spostrzec co się dzieje, to piłka już trzepotała w siatce, wpadając tuż obok słupka. Przy tym strzale to i sam Jaszyn nie miałby nic do powiedzenia! No i przegrywamy 1:2.
Po utracie drugiego gola próbowaliśmy jeszcze odrobić straty, ale mieliśmy trudności nawet z przejściem na połowę boiska przeciwnika, a gdy Markowi Kramarskiemu ta sztuka kilka razy się udała, to on zawsze miał na sobie dwóch, a nawet trzech obrońców i zero wsparcia ze strony kolegów. Dopiero w ostatnich minutach, kiedy już w desperacji huraganowo rzuciliśmy się do ataku, to mieliśmy szansę na wyrównanie, ale Tadek Warzocha, mając przed sobą otwartą bramkę, nie zdołał opanować kozłującej piłki i nawet nie oddał strzału. A szkoda!
Trzeba jednak przyznać, że dziś zespół Long Branch był zespołem bardziej wyrównanym i zasłużenie sięgnął po zwycięstwo. Natomiast my dziś szczególnie odczuliśmy brak wszechstronnego Marka Myślińskiego (kontuzja).
Następny mecz z Hazlet na wyjeździe. Zapraszamy!
https://photos.app.goo.gl/QaSGgOvwvBUvMXlH2